Pod pręgierzem. Refleksje blogera Szawła-Pawła po publikacji tekstu pt. Gej w kościelnej ławie

Niedawno na stronie głównej Onetu pojawił tekst pt. „Gej w kościelnej ławie” – kliknij. W materiale tym wykorzystano m.in. wypowiedzi moje oraz blogera Szawła-Pawła, autora bloga homos.blog.onet.pl.

Pod tekstem – tak jak dzieje się w przypadku każdej kontrowersyjnej sprawy – pojawiło się mnóstwo nieprzyjemnych komentarzy; typowe komentarzowe szambko. Ja rzuciłem na nie okiem, przyjrzałem się tym wpisom, które wydawały się sensowne, a w inne się nie wczytywałem.

Wczytał się w nie natomiast Szaweł-Paweł. Emocje i refleksje wywołane lekturą tych komentarzy bloger przelał w felieton, który zgodnie z jego wolą niniejszym publikuję.

*      *      *

Szukam Miłości. Całe życie. Odnalazłem Go. Mojego Jezusa. Czasem serce wyrywa mi się do Niego tak, że nie wiem kompletnie co mam zrobić, czasem jestem oziębły, a czasem Go ranię. Ale On mnie zna, przychodzę do Niego, przytulam się do Niego mówiąc „Rabbuni, mój kochany…”.

W świecie z góry jestem skazany na brak głosu. Cokolwiek teraz napiszę, każde słowo, każde zdanie będzie negowane. Bo mam skłonności homoseksualne. Ze względu na moje przekonania, życie, Ewangelię i ten artykuł, celowo będę mówić homo, bez drugiej części tego słowa.

Cokolwiek powiem, będzie źle, bo przecież w opinii wielu moich bliźnich, jestem zboczeńcem, jestem chory. Nie ma znaczenia to, że nie jestem aktywny seksualnie, że Bóg wszedł w moje życie i uzdrowił moje uzależnienie od nieczystości, zabrał tamto, za co jestem Mu niezmiernie wdzięczny. Jestem jednak nadal osobą, która z punktu widzenia relacji z drugim człowiekiem, czuje potrzebę emocjonalną, psychiczną bycia z drugim mężczyzną. Bycia to znaczy dzielenie życia we wszystkim, oprócz tego, czego mi Pan zabronił On rozlewa swoje łaski i umożliwia to, co Jego zdaniem jest dobre i potrzebne.

Wracam do świata, do moich bliźnich. Nie ma to dla Was znaczenia. Nawet jeśli nie popełniam grzechu, mówicie, że go popełniam, bo jestem osobą o takich skłonnościach. Potępiacie mnie i rzucacie oskarżenie jak na Zuzannę w Księdze Daniela (Dn 13).

Przychodzicie i chcecie rzucać we mnie kamieniem, chodź i Wy musicie odejść, bo każdy z nas jest grzesznikiem. Oskarżacie mnie o grzech nawet tam, gdzie go nie ma. Zamiast wyroczni Pana – jest wyrocznia bliźniego. Nie ma znaczenia wszystko to, co zrobiłem, co przeżyłem. Nie ma znaczenia to, że nigdy nie wybrałem sobie tego, co nazywacie chorobą. Skoro tak bardzo chcecie rzucać we mnie kamieniem, tak jakbym na co dzień uprawiał rozpustę i walczył z Kościołem (jak widać, nie ma to dla niektórych żadnego znaczenia), to jest to uciążliwe i przykre.

Któż więc w swoim życiu wiedząc, że szedłby bardzo ciężką drogą, która jest pełna tylu cierpkich słów i zachowań, kto rozsądny wybrałby tę drogę, gdyby miał możliwość wyboru i iść drogą spokojną? Nie wiem, ale ja nie miałem takiego wyboru. A mimo to nazywacie mnie chorym. Mówicie, że homoseksualista żyjący w czystości to niemożliwe. Ktoś napisał, to jak „wegetarianin jedzący mięso”. Nie chcecie zrozumieć, że ja istnieję.

Skoro jednak nie ma znaczenia to, co robię i uważacie, że nie mam prawa wypowiadać się i żyć, choć Kościół wcale tak nie mówi – ani w Ewangelii, ani w Katechizmie (bo wyłącznie wzywa do czystości, a nade wszystko czystej miłości bliźniego), to wejdę na chwilę w tę wersję mojej choroby, której sobie nie wybrałem.

Twierdzicie, że jest uleczalna. Nie znam takiego przypadku. Mówicie takie magiczne zdanie „jest wiele przypadków”. Wiele przypadków składa się z ilu przypadków i jakich osób ? Nie znam takiej osoby, a zdecydowanie bardziej powinienem takie znać z racji chociażby bycia potencjalną osobą w kolejce do „uzdrowienia”. Nie wierzę w historie o terapii. Terapie mogą pomóc zapanować nad swoim popędem, nad totalnym nieuporządkowaniem, ale według mnie na pewno nie nad totalną zmianą orientacji. Bóg może to zmienić, tylko Bóg. Ale w moim przypadku tak się nie stało.

Powiecie: za mało się modliłeś, za mało prosiłeś, za mało myślałeś o tym. Każdego dnia od rana do wieczora myślcie o mnie jak o kimś chorym, nieporadnym, gorszym. Może to doprowadzi Was do doskonałości, ale nie sądzę, aby była to Boża droga do doskonałości chrześcijańskiej.

Skoro więc jestem chory i jestem strasznym grzesznikiem …  a Jezus przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?”  Jezus odpowiedział: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże”  (J 9, 1-3)

Idź i więcej już nie grzesz. Poszedłem więc, gdy Pan mnie dotknął. Ale wy nadal na mnie krzyczycie, jak na Marię Magdalenę, bo przecież to cudzołożnica. Nieważne, że przestała grzeszyć, że ukochała Pana całym sercem. Przecież to ona… Jaki wstyd, jaki wstyd… Z taką się zadawać. Widzieliśmy ją, robiła to i tamto. Jak tak można, wie Pani … ? Zboczeńcy, pederaści, „homoseksualista nie może być katolikiem”, „śmiech mnie ogarnia jak widzę homoseksualistów w kościele”, itd.
Krzyczcie, ale wolałbym żebyście rzucili kamieniem, bo wiedziałbym że jesteście czyści i bez grzechu i Pan przez Was przemawia. A tak tylko krzyczycie i nie rzucacie kamieniem.

Jako homo odbieracie mi prawo do czegokolwiek, a nie mówię o postulatach gejowskich i przestańcie ciągle mieszać i mówić  gejach, o adopcji i o seksie, bo mnie te tematy nie interesują. Dlaczego ciągle macie seks w głowie ? Czy Wasze doświadczenie musi być moim doświadczeniem?

Twierdzicie, że jako homo powinienem się leczyć, choć kompletnie nie znacie osobiście żadnej osoby homo, a tym bardziej takiej, która stałaby się nagle hetero.

Odbieracie mi prawo do bycia w relacji z drugą osobą, nawet jeśli żyjemy wg Ewangelii i nie współżyjemy. Wasz argument jest taki „na pewno współżyją”, a jeśli nawet uznacie to co powiedziałem, to jednocześnie uznacie, że i tak bycie z drugą osobą tej samej płci to grzech, choć tu już z potwierdzeniem tego w Ewangelii i dokumentach Kościoła będzie problem.

Więc Waszym zdaniem nie mogę.

Nie mogę też wstąpić na drogę kapłaństwa, nawet jeśli żyłbym w czystości, bo Waszym zdaniem nie jestem zdolny do duchowego ojcostwa.

Nie mogę więc ani realizować się w małżeństwie z wiadomych powodów, nie mogę realizować się w czystej relacji, nie mogę wejść w kapłaństwo, więc jedyne co mi pozostawiacie to życie samemu, ale tylko warunkowo, bo i tak powinienem się leczyć, bo jest przecież „wiele przypadków…”

A mój Rabbuni, mój Jezus, Pan Wszechświata, jako Bóg miłości nie dał mi wolności i ograniczył moje życie wyłącznie do realizowania się w samotności ? Wszystkich obdarzył wyborem swojego stanu, a mnie pozostawił pod ścianą ? Powiecie więc „ależ to nie Bóg, to Ty sam pozbawiłeś się wyboru”. W takim razie skoro sam pozbawiłem się wyboru, choć nigdy go nie dokonałem, to chyba faktycznie jestem schizofrenikiem, chory psychicznie i wszystko jest jakąś fikcją.

Nawet jeśli mi to wmówicie i znowu zaczniecie krzyczeć, że jestem cudzołożnikiem i grzesznikiem, wiedzcie, że Pan powiedział „nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.  W życiu każdego z nas Pan przychodzi inną drogą, w inny sposób. To On zbawia, to On daje życie. Nie stawiajcie się w Jego miejsce.

Ofiarujcie za mnie modlitwę, ja ofiaruję za Was modlitwę i wspólnie uwielbiajmy Pana w dziękczynieniu, że przychodzi do nas. Wspólnota jest pełna grzeszników i chorych, więc jeśli uznajecie, że jestem chory, to niech i tak będzie. Więc uznam to za łaskę i będę kochać Pana jeszcze bardziej niż dotąd, bo szczególnie będzie mnie miłował.

Autor: Szaweł-Paweł / nawrócony syn marnotrawny,
http://homos.blog.onet.pl

24 myśli na temat “Pod pręgierzem. Refleksje blogera Szawła-Pawła po publikacji tekstu pt. Gej w kościelnej ławie

  1. Tekst piękny pod względem kompozycji…Ale – czy nie za dużo wyrzutów? Przypominają mi się biblijne słowa z Pierwszego Listu św. Piotra:”To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. Do tego bowiem jesteście powołani. Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami”. Nie jest to łatwe, pewnie trzeba mówić o tym cierpieniu, które w naszej (chrześcijańskiej) perspektywie jest zbawcze. Jednak granica między cierpieniem a cierpiętnictwem jest czasem bardzo cienka. Czyż samo domaganie się od innych, aby rzucili kamieniem, nie jest rzucaniem kamienia w ich stronę? Czy podział „my” („ja”) i „wy” jest zgodny z Chrystusowym przykazaniem miłości? Francois Mauriac napisał, że gdy dokonujemy w sercu podziału na „nas” i „ich”, to już wtedy przestajemy być chrystusowi. Jest to skomplikowane… Czy nie trzeba zatem bronić swojej godnści, swojej racji? Czy dać się bić? Czy czekać cierpliwie? A może zaufać dalszym słowom św. Piotra: „On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu. On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie”?Z serdecznymi pozdrowieniami!

    Polubienie

    1. Księże wikariuszu, chyba miał ksiądz gorszy dzień hehehe.Znam księdza wpisy jeszcze sprzed parunastu miesięcy i w zasadzie ten, nieco odbiega od tamtego tonu.Mam takie wrażenie, że trochę „zbyt koślawo” odczytał ksiądz ten felieton. Przecież tu nie chodzi o cierpiętnictwo, ale również też nie o cierpienie. Z tym pierwszym mamy do czynienia constans w okolicach 10 każdego miesiąca pod Pałacem Prezydenckim, zaś z tym drugim mamy do czynienia w zasadzie podczas każdej liturgii. Ileż razy człowiek zadaje sobie pytanie – dlaczego tak a nie inaczej…. i poszukuje odpowiedzi – w taki czy inny sposób. Jasne, że na tym nie można się tylko skupiać – tu pełna zgoda.Autor felietonu jednak nie wykazuje, ani pierwszej, ani drugiej postawy, które wyżej przytaczałem. Raczej oznajmia- faktycznie w charakterystycznej sobie formie – że czegokolwiek nie zrobi czy nie powie – jest źle. W zasadzie tyle z tego można wyczytać. Chyba zatem się nie pomylił, bo nawet taki ton się księdzu nie spodobał hhehehe. Tak czy inaczej – ksiądz sam doskonale wie, że pewnej grupie społecznej nie jest łatwo odnajdywać się tu i teraz, kiedy tu i teraz nie zawsze jest tak wyrozumiałe, jak słowa przytoczone przez księdza, na końcu księdza komentarza.pozdrowienia

      Polubienie

    2. „Czy nie za dużo wyrzutów?” Co to za bzdury?! Pewnie, że nie za dużo! Można być męczennikiem i można cierpieć. Można wiele znieść dla Jezusa i Jego Imienia, ale być wiecznie opluwanym przez „współbraci” i „sługi Boże”, to trochę za wiele. Ja jeszcze zniosę jak te pomyje płyną ze strony jakichś ciemniaków, ale jak szambo i głupota wylewa się z ust „pasterzy”, szczególnie biskupów, to już ponad siły. Dlatego doskonale rozumiem tę listę pretensji. Ten fragment o rzucaniu kamieniem – „kto jest bez grzechu…” – jest trafiony. Bo owi „słudzy Boży” i cały lud za ich podszeptem, jak nikt, skłonni są do oceniania i ferowania wyroków. Dobrze, że wśród słuchających Jezusa nie było takich, bo z pewnością biedna nierządnica by jaką skałą oberwała. Autor bloga jest wyczulony na hipokryzję, ja też. Od „kościoła nauczającego” wymagałbym tylko by swoje grzeszki i kłamstewka choć kątem oka dostrzegł, zanim coś powie o innych i nie ważne czy o grzesznych czy nie.

      Polubienie

      1. Panowie, aż ciśnie się na usta, że „kto wypina, tego wina”. Niewątpliwie ostre to słowa, ale z drugiej strony prawdziwe – sami się wystawiacie do odstrzału i się dziwicie, że padacie po strzale. Zachowujecie się, jak ludzie, którzy mi, że wiedzą, iż w tej dzielnicy jest niebezpiecznie i lepiej tam nie chodzić, idą i tak, a później się, że zostali napadnięci. Nie oznacza to, że taki stan rzeczy (wysokie ryzyko napadu w tej dzielnicy) to coś dobrego, jednak jeżeli z własnej woli się narażamy na ryzyko napadu.. Tak samo się dzieje, gdy geje są coraz bardziej widoczni – sami się narażacie, stety lub nie.Kwestią kolejną jest stosunek Kościoła do gejów, choć nie tylko Kościoła. Dziwię się waszemu oburzeniu. Jeżeli się przyjmuje taką antropologię, to nie dziwcię się, że jesteście „zboczeńcami”, „dewiantami” – po prostu odstajecie od normy. Wyrażacie ból i frustrację, ale jesteście sami sobie winni – zdecydowaliście się żyć według zasad i wśród ludzi, przez których cierpicie. To Wy przyszliście do nich i powinniście grać według ich reguł, bo to ich boisko. Dlatego, w pewnym stopniu, zgadzam się z Shaak Ti.

        Polubienie

      2. Powiedzieć, że Twoja wizja Kościoła jest powalająca, to mało… Dobrze, żeś poza boiskiem i niebezpieczną dzielnicą nie porównałeś go do obozu pracy… byłby komplet. Problem w tym, że ta wizja jest fałszywa! Przeczytaj dokładnie co KKK mówi o homoseksualizmie i porównaj to z wypowiedziami kleru i najwierniejszych z wiernych… Oburzenie moje i innych nie dotyczy nauki samej w sobie – bo z tą można się zgadzać lub nie, można też sobie podyskutować – oburzenie nasze odnosi się, w większości, do form w jakich ci ludzie odnoszą się do, jak by nie było, swoich bliźnich! Ale przecież wiadomo z przypowieści, że bliźniemu pomógł Samarytanin… ani lewita, ani faryzeusz się nie zatrzymali…

        Polubienie

      3. Ja się odniosłem do pewnych faktów i raczej z tym nie polemizujesz. Prawdę powiedziawszy, to niezbyt rozumiem z czym masz problem w moim wpisie. Nie miej pretensji do mnie, tylko do rzeczywistości. Jeśli jeszcze raz przeczytasz mój poprzedni wpis, nie zauważysz pochwały dla znęcania się, upokarzania innych, kimkolwiek by oni nie byli. Nigdy nie twierdziłem i nie twierdzę, że to dobrze, gdy upokarza się, wyśmiewa, atakuje, czy nawet zabija gejów. Z drugiej strony nie można nie zauważyć, że, przywoływany przez Ciebie już Katechizm, oraz niechęć (o różnym podłożu) raczej tylko pogarszają sprawę, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wylewając swoje żale, Szaweł chyba zapomniał lub nie chciał pamiętać, że nawoływania do leczenia wcale nie muszą być objawem nienawiści – wręcz przeciwnie – mogą być (i po części pewnie są) objawem miłości. Szokujące? Niekoniecznie. Skoro homoseksualizm jest uważany, przez Kościół i nie tylko, za zboczenie i to na dodatek prowadzącym do grzechu, naturalnym wydaje się, że, wzywają do leczenia i naprawienia sytuacji.

        Polubienie

      4. Zgadzam się… należy powtórnie przeczytać Twoją poprzednią wypowiedź. Zrób to. Szczególnie początek.

        Polubienie

      5. Zostawmy już tę kwestię, bo, od biedy, można uznać, że zidentyfikowaliśmy problem; choć przyznaję, że nadal niezbyt rozumiem, o co Ci chodzi z moim wpisem. Ale do rzeczy – jakie widzisz rozwiązanie tego problemu?

        Polubienie

  2. Mam nadzieję, zę autor zdaje sobie sprawę z tego, ze sa też inni ludzie niż ci, których tu opisał. tacy, którzy nie twierdzą, ze to choroba, że trzeba leczyć i ani nie krzyczą, ani nie rzucają kamieniami. czasem trzeba odwrócic sie na pięcie i zająć tymi stronami życia, gdzie jesteśmy akceptowani, choc jest to bardzo trudne, bo chciałoby się wszystkim wytłumaczyć i wszystkich przekonać… tylko po co? pozdrawiam serdecznie obu panów 🙂

    Polubienie

  3. ZiomekPOMOC2002www.pomoc2002.plNapisz tam email i dołącz do nas.Tutaj nie tylko kochamy Jezusa. Ale dzięki pracy nad sobą z czasem wyzbywamy sie w sobie odczuć homoseksualnych.Czyż nie było by piekne kochać Boga a zarazem uwolnić się od tych odczuć?Tak wiem wiem … pewnie sie naczytales tony informaci typu ze to gentyczne, ze taki sie rodzisz, ze tego nie da sie zmienic.Wiesz takie info piszą „geje”, którzy tak naprawde nie porbowali nigdy zmienic swoich odczuc. Takze zaufaj Panu Jezusowi i zawalcz o siebie dla niego i pozbądz sie tych odczuc, które czasem tak abrdzo nam utrudniaja zycie.

    Polubienie

    1. @”Ale dzięki pracy nad sobą z czasem wyzbywamy sie w sobie odczuć homoseksualnych”Tylko w jakim celu? W imię czego? Po co tracić energię i nerwy?Nie wierzę w to, żeby Bóg był tak cielesny i płaski, jak przedstawia się to w Kościele rzymskim.”Jeśli Bóg byłby homofobem, nie oddawałbym mu czci” – ks. abp. Desmond Tutu

      Polubienie

    1. nie pederaści, tylko „mężołożnicy”, wśród nich wymienił równiez złodziei, cudzołożników, chciwców. Jeśli ktoś czyta Ewangelię na zasadzie jednego zdania bez medytacji, rozeznania szerszego kontekstu, to wówczas uprawia coś takiego, jak zaprezentowałaś swoim wpisem. Na szczęście Jezus nie odbiera nikomu zbawienia, tylko człowiek może się potępić i odrzucić Boże Miłosierdzie.

      Polubienie

Dodaj komentarz